7. „Cena szczęścia”


Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.


Czwartkowy poranek pod I LO w Cieszynie w żaden sposób nie zapowiadał, aby dzień miał obfitować w wydarzenia. Jak na trzecią, maturalną klasę, szykowały się spokojne lekcje, oprócz kartkówki z baz danych IIIe nie miała w planach żadnych „niemiłych” przerywników szkolnej egzystencji. Na Przełęczach również było przez ostatnie dni spokojnie, od pojedynku w którym M3 Karola rozbiło w pył Suprę Twin Turbo Roberta, do zapowiedzianego na sobotę za tydzień wyścigu Karola z Mateuszem nikt nie przewidywał większych walk czy ważniejszych wyzwań. Szkołę zelektryzowała wprawdzie wieść, jakoby słynny krwisty Lancer Evolution X Ligi Białego Krzyża, ten sam, który przegrał pojedynek z Mistrzem, miał zostać pokonany i totalnie zniszczony w wyścigu z tajemniczym, nieznanym nikomu Nissanem, ale uznano to za bujdę na resorach i całkowitą drwinę. Nikt nie wierzył, aby możliwe było pokonanie 450-konnej rajdówki, nie będąc geniuszem kierownicy pokroju Mistrza, w wozie tak znakomitym, jak Audi Sport Quattro.
Wsparci na barierkach przed gmachem Osucha faceci rozprawiali więc o wszystkim, co się z wyścigami wiązało, jednocześnie nie dodając do powiedzianych już rzeczy nic nowego.
- Za tydzień szykuje się niezły łomot. – stwierdził z pewnością w głosie Adam, wypuszczając przy okazji obłok papierosowego dymu – Czego by o naszym Karolku nie mówić, to pokazał chłopczyna talent. Tego Roberta to rozłożył, można by powiedzieć, pierwszorzędnie.
- Ta - mruknął Michał – Nie chcę być niekoleżeński, ale z chorą ręką Mateusz może mieć spore problemy z dorównaniem Karolowi. To świetny kierowca, bez dwóch zdań, ale…
- Oj, weź nie słódź – przerwał mu Maciek, nie kryjąc wyższości w głosie – Epoka Mateusza się skończyła! Definitywnie! On był dobry, przyznaję, przez ostatni semestr, od końca wakacji do początku zimy, jak się dał rozwalić. Ale kim jest teraz? Uzależniony od środków przeciwbólowych mruk z niesprawną ręką i spaczoną psychiką. On chyba nawet nie zdawał sobie sprawy, co robi, rzucając wyzwanie Karolowi. To nie przeciwnik dla niego… dla kogo innego już prędzej, jak chociażby… no, nikt oprócz mnie nie przychodzi mi do głowy.
Klasa zbyła jego wypowiedź uprzejmym milczeniem. Faktem było, że w klasie nie pozostał nikt, kto mógłby Maćka sprowadzić do parteru. Michał i Natalia wycofali się, Benedykt nie miał wozu, Sebastian dostał od Maćka łomot na Przełęczy, Adam, Andrzej i Tadeusz startowali tylko na autostradzie, Karol, obecnie na fali sławy, nie zwracał uwagi na takich „głośnych” kierowców (ba, nie zwracał uwagi na nikogo, odrzucając wszelkie wyzwania prócz Mateuszowego). Błażej (którego nie było w szkole od kilku dni) miał zbyt słaby wóz (i sam to wiedział), Mateusz był zaś tak mrukliwy i zasępiony, że nikt nawet nie odważył się go o to prosić (a z jego ręką raczej i tak nie miało to sensu) a Jacek…
… z Jackiem sytuacja wyglądała równie beznadziejnie jak z Mateuszem. Albo nawet bardziej.
Od czasu swego pojedynku z M3 Karola, Jack rzadko pojawiał się w szkole i na Serpentynach. Nie wziął udziału w ani jednym wyścigu, jeśli już, to tylko obserwował wydarzenia, rzadko nawet udzielając komentarza czy typując wynik. Jego naturalny wdzięk i nieco „plejowaty” styl gdzieś zanikł, pozostawiając wrak niegdysiejszego przystojniaka i wzoru wierności i udanego związku.
Jacek, jeżeli już pokazywał się kumplom na oczy, był przemęczony, przybity i… pijany.
Jego najbliżsi znajomi tylko potwierdzali – po pojedynku Integry z M3 (a raczej rozstaniu z Moniką) Jack za kołnierz nie wylewał.
A mówiąc szczerze – chlał na umór.
Nie był jednak jedyną nieobecną tego dnia osobą.
- Gdzie jest Tadziu? – rzucił Andrzej, polerując palcem znaczek Audi na grillu swojej S6 – Wie ktoś?
- Ni – odparł Sebastian.
- Jeden ch*j go wie – mruknął Adam – Coś pieprzył, że jedzie do Konina… czy jakoś tak.
- Do… Konina? – zdziwił się Maciek – To chyba gdzieś w Województwie Wielkopolskim… co go tam pociągło?
- Wspominałem już – odburknął Adam – Ch*j go wie. Odkąd dostał łomot od tego pedziowatego Konrada, nie widziałem go na S1. Ponoć coś dłubał w aucie… jak wieść niesie, na tym odcinku autostrady A2 w okolicach Konina to niezłe jaja odstawiają. Może pojechał popatrzeć lub sprawdzić, czy są równie szybcy, jak my…
- Jak możesz nowego Prezia Klubu tak nazywać, Adaśko? – obruszył się Andrzej.
- Zamknij du*ę, Andrzej – odpalił właściciel Prelude – To gó*niarz w naszym wieku. Szacunku dla gnoja nie mam, i mieć nie będę, przy najbliższej okazji…
- Widziałeś tego jego Pontiaczka? – uśmiechnął się głupio Andrzej – GTO 5,7. Tadziu go nie dogonił Ja bym go nie dogonił. Nikt z Klubu by go…
- Rozumiem – przerwał mu Adam – Spokojnie, Andrzejko. Ale i tak, nie lubię tego…
Nie dowiedzieli się, kogo konkretnie nie lubi Adam. Jazgot kręconego wysoko silnika przetoczył się po ulicy, i oczom wszystkich ukazała się fioletowa Toyota MR2.
- Wrócił, sucz. – mruknął Benedykt.
SW20 zaparkowała na jednym z wolnych miejsc, a już po chwili wyłonił się z niej Błażej we własnej osobie.
Klasa wiedziała, że wóz ma zostać ulepszony, tym więc większe zainteresowanie wzbudziła MR’ka wśród zebranych. Oprócz nowych felg, niezbyt wielkich jak na klasowe standardy OZ Racing, auto nie różniło się niczym od swojej „standardowej” wersji.
Przynajmniej z zewnątrz.
- Toś tunning odwalił – wyśmiał Benedykt – Felgi, +50 do szybkości, +60 do przyśpieszenia, -10 do masy i +90 do rwania pod remizą.
- Odezwał się tuner, co do Imprezy 2,0 ładuje lag-turbo, i jedzie na downhill. – odpalił Błażej – Zacznij od zerknięcia na podwozie.
- Nie chce mi się brudzić. – mruknął Benek – Wierzę na słowo, że nie widać rdzy, a szpachla pięknie trzyma.
Błażej zignorował kpiny Benka, i sięgnął do kabiny, otwierając pokrywę silnika. Poprawionej aerodynamiki podwozia ci laicy nie zauważą, nie znając konstrukcji MR2, ulepszone hamulce również nie rzucały się w oczy, a układ kierowniczy był niewidoczny bez rozkręcania auta na czynniki pierwsze.
Pozostawał więc jego konik.
Twin-Screw.
Uchylił klapę, a zaciekawione towarzystwo zajrzało do środka.
- Ki ch*j ta skrzynka? – zapytał po chwili milczenia Adam, wskazując na spory element na silniku.
Michał w zadumie pogładził się po niewielkim zaroście. Choć był jego najlepszym kumplem, nawet jemu Błażej nie zdradził sekretu tunningu SW20.
- Sprężarka. – odparł zadowolony właściciel.
- Turbo? – mruknął Adam – To na turbo nie wygląda…
- Oj, Adamie, nie znasz się – stwierdził tonem znawcy Maciek – To sprężarka mechaniczna Roots’a, zwana także kompresorem. Tania modyfi…
- Bullshit. – przerwał mu Błażej – To nie jest żaden tani kompresor. To sprężarka dwuśrubowa. Twin-Screw.
Ponownie zapadła cisza. Andrzej podrapał się w głowę, oglądając urządzenie ze wszystkich stron. Dla niego, i jego N/A S6, była to nowość.
- Tak czy inaczej – odezwał się po chwili Maciek, niezmienionym głosem eksperta – Niezależnie od nazwy i wyglądu, to urządzenie poprawia tylko osiągi na konkretnych obrotach, a pogarsza na innych. Tak więc nie zmienia to faktu, że ta fioletowa Toyotka to starszawa, słabowita zabawka, której jedyna siła… wątpliwa… tkwi w układzie MR. Wybacz, Błażeju, ale takie są fakty…
Błażej uśmiechnął się paskudnie. Dni spędzone z tym autem od czasu modyfikacji tylko upewniły go w przekonaniu, że w szaleństwie Ranalcusa była metoda. Wóz prowadził się idealnie, wręcz klejąc do drogi, a osiągi powalały na kolana. Twin-Screw, wbrew słowom tego durnia, nie pogarszał osiągów, a przynajmniej robił to w sposób niezauważalny. Na niskich i średnich obrotach przyrost mocy był wręcz niesamowity, nawet na najwyższych wóz nie tracił zbyt wiele ze swojego „kopyta”. Sprężarka dwuśrubowa charakteryzowała się praktycznie liniowym przyrostem mocy, malejącym tylko nieznacznie przy czerwonym polu, co w połączeniu z niewielkim autem, trzymającym się asfaltu jak magnes, stanowiło zabójczo skuteczne połączenie.
Był więc pewien, że może wreszcie zacząć robić to, co planował już od czasu porażki z Benedyktem, a potem Jackiem.
- Nie lubię dyskusji bez pokrycia – stwierdził – Jeżeli twierdzisz, Macieju, że wóz jest do bani, to udowodnij to.
Maciek zamarł na moment, zaskoczony efektem swoich wypowiedzi.
Nie spodziewał się, że ktokolwiek odważy się rzucić wyzwanie jemu i jego przeszło 230-konnemu BMW.
Początkowo chciał się jakoś wykręcić, lecz myśl, że „upolowanie” rozpoznawalnego na trasach Błażeja przyniesie mu wielki rozgłos, ostatecznie przekonała go do podjęcia rękawicy.
- A wiesz, że z miłą chęcią? – odparł – Powiedz tylko, kiedy, a stawimy się na Serpentyny, ja i moja E46 33…
Nie dokończył standardowej formułki, gdy usłyszał:
- Dzisiaj w nocy.
Błażej był pewny siebie.
Wynik pojedynku znał już w tej chwili. Dodając do tego wszystkiego fakt, że już kiedyś „ustrzelił” 330i E46, i to starą wersją MR2, wyścig będzie się opierał tylko i wyłącznie na jak najefektowniejszym popisie umiejętności i stylu.
Musiał się starać. Karolina bywała tam prawie każdej nocy…
Zapadła krótka cisza, znów jednak nie dane było klasie kontynuować tematu.
Równy, silny pomruk nieznanego nikomu silnika przewalił się przez Plac Słowackiego, na którym stał szacowny gmach Osuchowskiego, po raz kolejny tego dnia kierując oczy wszystkich w kierunku wjazdu na jednokierunkową ulicę.
Czarny jak noc wóz, z przyciemnionymi szybami, zajechał nieśpiesznie pod budynek szkoły, zajmując ostatnie wolne miejsce na parkingu.
- O w pi*dziec – jęknął Adam – Skyline!
- Co to jest? – zapytał Andrzej, spoglądając na stojący na włączonym silniku koło jego Audi wóz – I czemu nie zgasi tego silniczka?
- Skyline GT-R – wyjaśnił grzecznie Michał, sam zaskoczony niesamowitym wozem – A silnika nie gasi, bo… dba o turbosprężarkę… - zamyślił się – Albo turbosprężarki.
- Słyszysz ty sam siebie, Michale? – przerwał mu Maciek – Nissan Skyline GT-R w żadnej wersji, a swoją drogą ta tutaj to R32, nie był produkowany z kierownicą po lewej stronie. Przez szybę widzę zaś, że ten takową kierownicę posiada. Owszem, możesz twierdzić, że żaden Skyline nie miał kierownicy po kontynentalnej stronie… ale odpowiem ci na to, że przełożenie zwykłych Skyline’ów jest znacznie prostsze, ze względu na pojedynczą turbosprężarkę. Co więcej, GT-R to wóz bardzo, bardzo drogi, i niewielu na niego stać…
Silnik umilkł, a reflektory zostały zgaszone.
Drzwi od kierowcy otwarły się.
Klasa wstrzymała oddech.
Czarny, półsportowy skórzany but stanął na zewnątrz, a zaraz za nim pojawiła się postać…
- Oooooo kuuuurrrr…na – wypuścił powietrze Adam.
- Mateusz. – mruknął Błażej – Ale jak… skąd… takim autem…?
Mat bez słowa przeszedł na drugą stronę auta, i uchylił drzwi pasażera, pomagając wysiąść ślicznej urody dziewczynie o kruczoczarnych włosach.
Tym razem, szczęki opadły zebranym samoistnie.
Zaskoczenie było totalne.
- Alicja – wyszeptał Michał – Jak babcię kocham, jego ukochana Alicja.
Mateusz zamknął wóz, po czym z radością wypisaną na twarzy ruszył z nią w kierunku schodów do szkoły.
- Cholera – syknął cicho Benedykt – Cofam co kiedyś powiedziałem, ona jest diablo ładna…
Mateusz przeszedł kilkanaście kroków, starając się ze wszelkich sił nie pokazać po sobie dumy – zarówno z Alicji, jak i nowego wozu – ale niewielki, lekko cyniczny uśmieszek pojawił się na jego ustach, gdy skłonił się kumplom na powitanie. Wyraźnie widać było, że korci go, by zostać z nimi, i móc „łaskawie” opowiedzieć o nowym nabytku.
Alicja też to widziała. I nie miała mu tego za złe.
Zatrzymała się pod samymi drzwiami, pocałowała go w policzek, i z uśmiechem stwierdziła:
- Zostań, Mat. Rozumiem powagę chwili…
- Nie ma takiej potrzeby, piękna. Przedkładam ciebie nad wszystkie powagi chwili i Skyline’y świata.
- Nie ma też potrzeby, żebyś z tego rezygnował. Nie jesteś moją własnością… jeszcze.. – wyszeptała, swoim stylem mrużąc słodko oczy – Ale zdecydowanie nie należy temu podporządkowywać całego naszego życia. Pamiętaj… jeszcze tydzień. O ile nadal aktualne jest…
- Jest. Z każdą chwilą coraz bardziej.
Uśmiechnęła się.
- W takim razie, do zobaczenia… i jeszcze jedno, mój drogi.
- Tak, piękna?
- Nie jestem piękna. Pamiętaj o tym. – roześmiała się.
- Piękno jest subiektywne – odparł bez mrugnięcia okiem Mat – Acz ja jestem estetą. Obiektywnie patrząc, jesteś piękna. Subiektywnie… tym bardziej. Miłego dnia, Alicjo.
Skoczył, by uchylić jej drzwi, ale ona złośliwie sama pociągnęła za klamkę, i obracając się w progu rzekła jeszcze z uśmiechem:
- Nie ze mną te numery, Brunner.
Po czym znikła.
Mat obrócił się w stronę kumpli, i żwawym krokiem zszedł ze schodów, idąc w ich kierunku. Alicja nie znosiła, gdy otwierało się jej drzwi, uważała to za dyskryminację i odbieranie jej kobiecych praw.
On zaś, fakt nieotwierania uważał za brak dobrego wychowania i zachowanie niegodne gentlemana.
W tej sprawie, jak i zresztą wielu innych, zupełnie się nie dogadywali.
I to było piękne.
Stanął przed maską Sky’a, tuż obok kumpli, i z zaciekawieniem zaczął przyglądać się swojemu autu.
Chłopaki stały bez słowa, wpatrując się tępo w kształty sportowego Nissana.
Minęła minuta.
Dwie.
Nie padło żadne pytanie. Nikt się nawet nie odezwał.
W końcu, znudzony, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki swoją ulubioną Alpinę, i wciągnął do nosa orzeźwiającą tabakę o leśno-miętowo-owocowym smaku.
Efekt nie był może tak niesamowity i uszczęśliwiający jak Leworfanol, ale…
… cholernie cieszył się, że rzucił to świństwo. Że odzyskał sprawność. Że wrócił do…
… normalności?
Miłość sprawiała cuda. Nie wierzył w to nigdy, ale…
… tak było. Dzięki Alicji.
Jego górnolotne myśli sprowadził na ziemię Adam, który w końcu nagłym wyprostem ręki wskazał na czarny wóz, i wydukał:
- Tooo…. To to to… toooo…
- Nissan Skyline – odparł Mateusz, ubawiony i zadowolony z efektu, jaki wywołał jego samochód – R32.
- Rozumiem, że to wersja GTS-T, z pakietem ospojlerowania GT-R, prawda, Mateuszu? – zapytał jeszcze Maciek. Niezwykle grzecznie. I naiwnie.
- To GT-R – odparł spokojnie Mateusz – BNR32, RB26DETT, Twin-Turbo. Jak kogoś to interesuje, to mogę pokazać silnik… mi osobiście się diablo podoba…
Głośny świst powietrza wypuszczanego z płuc zebranych przetoczył się przez przyszkolny parking…

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.

 

- Zaczynam odliczanie!

- Kogo typujecie? – zapytał Sebastian z uśmiechem – Ja osobiście, Błażeja.

- Trzy!

- Błażej. – stwierdziła Natalia.
- Błażej – odezwał się Karol, który tego dnia był jej „szoferem”.

- Dwa!

- Błażej – przytaknął Michał – Z całym szacunkiem dla Maćka, to niezły kierowca, ale Błażej… z nowym wozem…

- Jeden!

- Twój facet znów w grze. – uśmiechnęła się Iwona – Kilka dni go nie było, a tu proszę… wraca i od razu na trasę.
- Nie jest mój – odparła niepewnie Karolina – Niestety, nie jest… ponoć był gdzieś w dalekim wyjeździe, ulepszał auto… tak głosi szkolna wieść…
- Zobaczymy, co z tego wyszło. – mruknęła sceptycznie Iwona – Ostatnio nie dał popisu, z Jackiem…
- Nie ma go – zauważyła smutno Magda – Od dawna go już nie widziałam, ani tu, ani w szkole…
- Kogo? – zapytała zaciekawiona Karolina.
- Jacka – odparła za Magdę Iwona – Jej nowego ukochanego, bez…
- START! – ryknął dający sygnał do rozpoczęcia gość, a auta wystrzeliły w mrok nocy.
- … bez racji bytu, gdyż Magda nadal ma faceta. – dokończyła Iww.
Magda spuściła głowę, pogrążając się w ponurych rozmyślaniach…

Seria 3 rwała do przodu, korzystając z pełnej mocy i momentu obrotowego, zapewnianego przez trzylitrową, niedoładowaną jednostkę. Przeszło 230 koni i 300 niutonometrów rozpędzało 1400-kilogramowe coupe niezwykle żwawo…
… nic to jednak było wobec fioletowej MR2.
Zmodyfikowana Toyota dysponowała 250 końmi mocy i przeszło 330Nm obrotu, przy masie zaledwie 1100 kilogramów.
Sprężarka śrubowa, zapewniająca „kopa” przy używanym na tej trasie zakresie obrotów, okazywała się niezastąpiona.
Pozostałe modyfikacje Ranalcusa, z aerodynamicznym podwoziem na czele – również.
Maciek mógł tylko patrzeć z przestrachem, jak SW20 idzie w pierwszym zakręcie praktycznie bez hamowania.
Gdy on przejechał go gripem, najlepiej, jak mógł, ślizgająca się nieco w kontrolowanym poślizgu MR2 nikła mu już w drugim zakręcie, w prawo…

- Nie dał mu szans na prostej. – stwierdził fakt Michał.
- Błażej ma pod maską sprężarkę typu Twin-Screw, tak? – zapytał Karol, który tylko z sobie wiadomych powodów nie mógł być na porannych lekcjach, i tym samym obejrzeć „nowej” SW20.
Przez poranki tych dwóch tygodni musiał sobie odpuścić naukę.
Przedkładał zapoznanie z Przełęczą Białego Krzyża nad lekcje pokroju historii, religii czy polskiego.
Tam właśnie spędzał te wszystkie poranki.
Świty.
Wieczory.
I noce.
Jednocześnie od kilku dni wiedział i widział na własne oczy, że Mateusz robi to samo.
I że Mat… wrócił do formy. Odzyskał sprawność.
Cieszyło go to.
Cholernie cieszyło.
- Tak. Tak przynajmniej nam rano powiedział. – odpowiedział mu Sebastian – To dobre urządzenie?
Karol pogładził się po brodzie, milcząc chwilę. Nigdy nie był zwolennikiem doładowania, ale musiał przyznać…
- Jeśli chodzi o sprężarki mechaniczne… najlepsze.

Błażej wykorzystał ostatnią chwilę przed hamowaniem na zerknięcie w lusterko.
Uśmiechnął się, zadowolony.
330i traciło już do niego przeszło dziesięć metrów.
- No to patrz na to... – mruknął, lekko wciskając hamulec, i wchodząc w ostatni zakręt przed serią „Zakręcików” półpoślizgiem – … ty nasz znawco technik jazdy i motoryzacji!
MR2 poleciała w wirażu po wewnętrznej, nawet na chwilę nie tracąc kontroli.
Każda kolejna chwila, każdy kolejny zakręt tylko upewniały go w tym przekonaniu…
… Ranalcus odwalił kawał genialnej roboty…

Maciek przyhamował, i wszedł w ostry prawo. Choć starał się jak mógł, tył jego BMW zaczął uciekać, i tylko szybka kontra uchroniła go przed obrotem.
Wyprostował koła, dodał ostrożnie gazu, i wyszedł z wirażu z całkiem niezłą jak na swoje odczucia prędkością.
Spojrzał przed siebie, pokonując jednocześnie pierwszy z małych zakręcików.
Świateł Toyoty nie było już widać.
Przełknął głośno ślinę.
Po kilku kolejnych odbiciach był już pewien.
Przegrał walkowerem…

- Tu „Zakręciki”! Góra, Dół i cała reszta, słyszycie mnie?
- Tu „Góra”. Słyszymy. Możesz mówić.
- Walkower! Toyota uszła BMW na kilkadziesiąt metrów, wyścig nadal trwa, ale przewaga MR2 w szybkim tempie wzrasta. Ten koleś jest świetny… zawsze był co najmniej niezły, ale teraz jedzie jak szatan… takich przyśpieszeń, półpoślizgów i kontroli nad autem dawno tu nie widziałem…
- OK., „Zakręciki”. Niech dotrą do Patelni, tam to już można skończyć…

Zgodnie z przewidywaniami, wyścig skończył się na Patelni.
Zwycięstwo Błażeja było czyste, szybkie i całkowite.
Maciek pokazał dobrą jazdę. Aż i tylko dobrą…

- No – mruknął Michał – Z całym szacunkiem dla Maćka, ale może wreszcie po tym nabierze dystansu do siebie i swoich umiejętności…
- Nabierze – stwierdziła Natalia – Czuję, że nabierze. To ważne. On jest niezłym kierowcą.
- Niezłym? – zdziwił się Sebastian – To jakim jest w takim razie Błażej?
- Po tym wyścigu? – zmarszczył brew Karol – Świetnym kierowcą w świetnym wozie.
- Wrócił do gry – potwierdził Mateusz…

- No. – stwierdziła z nutą cynizmu w głosie Iwona – Bo już się bałam, że przegra po raz kolejny. Mocno stracił by w moich oczach.
- I co teraz, Caroline? – zapytała Magda – Co planujesz… wobec niego?
Karolina westchnęła ciężko.
Postanowiła. To już czas.
- Spróbować ponownie – powiedziała cicho – Jutro.
Ostatni raz…

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.

 

- Weź przypilnuj – stwierdził Błażej, rzucając jej swoją Nokię, i wychodząc na boisko. Joasia zręcznie schwyciła telefon, i położyła na ławce.
Międzyszkolny turniej koszykówki był momentem, w którym nawet maturzyści dostawali przyzwolenie (a nawet oczekiwane było, że tak postąpią) na udział w zawodach.
Błażej, jako jeden z najlepszych, bez wahania reprezentował swoją szkołę, dla sławy własnej i, jak mawiał szacowny nauczyciel PO, „chwały Antosia O.”.
Głównie nawet własnej. Po trzech meczach, szykował się dla Błażeja tytuł króla strzelców.
Mimo tego jednak, Osuch dostawał ciężkiego łupnia od szkół pokroju II LO czy Budowlanki.
Jako liceum nastawione na sukcesy naukowe, można to było zrozumieć.
- Durny sport. – stwierdził Mateusz, siedzący obok Joasi – Banda facetów gania za piłką, żeby wpieprzyć ją do obręczy, lub stracić po drodze, dostając z bara. A wszystko w imię pomalowanego złotą farbką medaliku i napalonych laseczek, lecących na tychże przepoconych gości. Idiotyzm.
- Nie rozumiesz idei sportu – odparła beztrosko Joasia – Tu chodzi o coś więcej. O współzawodnictwo. To samo można by zresztą powiedzieć o waszych wyścigach.
Mateusz zamilkł. Czuł, że touge to coś więcej, ale żaden argument nie był na tyle silny, aby to udowodnić. Zresztą… nie jemu było to oceniać.
Telefon na ławce zawibrował, obwieszczając przybycie SMS’a.
Joasia z zaciekawieniem spojrzała na wyświetlacz.
Nie planowała robić nic więcej.
Imię nadawcy sprawiło, że zmieniła zdanie.
Niepostrzeżenie wzięła telefon do ręki, i wyświetliła wiadomość.
„Jeżeli uważasz, że zmieniłam się na lepsze, i nadal chcesz dać mi drugą szansę, to będę czekać od 15 pod Osuchem. Wybacz, że przez SMS, nie mam jak poprosić Cię o to spotkanie osobiście. Nie jestem w stanie przekazać wszystkich tych emocji, ale… zależy mi. Karolina”
Bez chwili zastanowienia wcisnęła przycisk „Kasuj”.
- Czy na pewno? – zapytał telefon.
Naiwnie.
Wdusiła „Tak”, a wiadomość odeszła w elektroniczny niebyt…
Krótką chwilę myślała jeszcze, czy postąpiła właściwie.
Gdy jednak powiedziało się „A”, trzeba też było powiedzieć „B”.
Utworzyła nową wiadomość, i wysłała ją pod znany numer.
Na odpowiedź przyszło jej poczekać kilka minut.
„Jak chcesz, to spotkajmy się o 15:30 pod moim domem, w Drogomyślu. Miejsce i plan pozostawiam Tobie… do zobaczenia”.
Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z odpowiedzi.
Jej styl nijak nie sugerował, że propozycja padła ze strony… Błażeja.
Zapewne każde z nich jest lub będzie zaskoczone. Ale Joasia doskonale wiedziała, że Natalia i Błażej będą znacznie lepszą partią, niż Błażej i Karolina.
Znała się na tym. Jej przeczucia nigdy ją dotąd nie zawiodły…

- Spotkać? – zdziwił się Błażej – Ze mną?
- Taak – odparła Joasia, uśmiechając się szeroko – Mówiłam ci przecież, że na ciebie leci. Nie ma jej dzisiaj w szkole, sprytnie to sobie obmyśliła… możesz być pewien, że będzie… ciekawie.
- A skąd ty wiesz, że Nat wyraża takową chęć? – zapytał Błażej, podejrzliwie.
Joasia zrobiła niewinną minę.
- Wybacz – wyznała otwarcie – Widziałam początek SMS’a, pilnując twojego telefonu… zresztą, sam sprawdź.
Sprawdził.
Miała rację.
Zmarszczył lekko brwi, ale w inny sposób nie dał po sobie poznać, że jest zaskoczony.
I niezbyt… zadowolony.
Nat mu się podobała, ale to nie ją…
… nie z nią chciał się spotkać.
- Pojedziesz, prawda? – zapytała się przymilnie Joasia.
- Taa. – odparł – Skoro ona tego chce…

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.

 

- Więc jednak wprowadzasz swój plan w życie. – stwierdził z przekąsem Mateusz, gdy za Błażejem zamknęły się drzwi wyjściowe – Wiesz lepiej, kto do kogo pasuje, co? Może mi też znaj… - zawahał się.
Przypomniał pewien fakt, który nawet do niego samego jeszcze w pełni nie dotarł.
Zamilkł, z błogim uśmiechem na twarzy.
On już pomocy w tych sprawach nie potrzebował.
- Chyba nie myślałeś, że będę bezczynnie patrzeć, jak tych dwoje się marnuje, co? – zapytała retorycznie Joasia.
- Błażej jest blisko z Karoliną – zauważył Mateusz – A jako jej znajomy czuję, że ona go kocha.
- A ja, jako znajoma Błażeja uważam – odparła zimno – Że Natalia jest znacznie lepszą partią niż ta latawica.
- A skąd pewność, że oni się kochają, co? – zaoponował.
Wzruszyła ramionami:
- Miłość – stwierdziła – Sama przyjdzie…
Nie skomentował. Otworzył jej drzwi, po czym wyszli przed szkołę.
Oślepiło ich wiosenne słońce, jak na 14:55 całkiem silne. Nieba nie pokrywała choćby jedna chmurka.
- Na razie, Mateuszu – pożegnała się – Spróbuj zrozumieć, akurat w tych sprawach… wiem lepiej.
- Ależ rozumiem – mruknął – W końcu ja jestem tylko nieżyciowym romantykiem.
Skłonił się lekko, i przeszedł kilka kroków, by w końcu oprzeć się o barierki przed maską swojego Nissana.
Alicja była już pewnie w domu, kończyła tego dnia dwie godziny wcześniej, a jako „kobieta wyzwolona” w takich sytuacjach przedkładała autobusy nad powrót ze swoim… no, prawie chłopakiem.
- Jeszcze tydzień – pomyślał – Jeszcze tydzień… jeśli będzie potrzebowała, choćby dwa. Czekałem na to długie lata, jestem cierpliwy. Wiem, że mnie kocha, wiem, że mam dla kogo żyć. Dla kogo czekać. Dla kogo… rzucić wyścigi?
Nie oczekiwała tego.
Nie oczekiwała żadnych zmian.
I to było… wspaniałe.
Jak i ona cała.
- Gdyby nie te jej przesadne dbanie o swoją kobiecą wolność – roześmiał się w duchu – Ale to może uda się jakoś zmienić. W końcu… będziemy mieli na to tyle czasu…
Zerknął na zegarek w bezwarunkowym odruchu. 14:57.
Usłyszał warkot odpalanego czterocylindrowca, po czym fioletowa Toyota Błażeja w szybkim tempie wyjechała z parkingu, i nieśpiesznie zniknęła na skrzyżowaniu.
Dźwięk sprężarki dwuśrubowej rzeczywiście był całkiem ciekawym doświadczeniem akustycznym.
Cały samochód, jak wiedział po wczorajszym pojedynku Maćka z Błażejem, również.
Usłyszał otwarcie drzwi, po czym kroki na schodach.
- Cześć, Mat – zaczął Karol – Chciałeś coś?
Chciał. Czuł, że musi to zrobić.
- Nie odbierz tego jako przechwałki – stwierdził Mateusz, podchodząc do swojego auta – chciałem ci coś pokazać, w imię zasad fair play…
Otworzył maskę, a oczom ich ukazał się silnik GT-R’a.
Karol z fascynacją nachylił się nad jednostką, uważnie studiując jej budowę i oprzyrządowanie.
- RB26DETT – podsumował w końcu – Twin Turbo, wzmocniony i przygotowany pod zwiększenie ciśnienia w sprężarkach. Sporo części w głowicy, przepływomierz, uszczelki, pompy oleju i paliwa, paski… założę się, że jeszcze mnóstwo niewidocznych w tym momencie to oryginalne NISMO. 315KM jak nic przy niewysilonej jednostce, bez innych modów poszła by nawet na 500 koni... wóz przygotowany niezwykle pieczołowicie. – zajrzał do środka – Przekładka wykonana nienagannie, wygląda jak by tak seryjnie z fabryki wyjechał…
- Bo wyjechał.
- GT-R LHD?!
- Ponoć jeden z kilkunastu egzemplarzy. Biały kruk. Prototyp.
Karol z uznaniem spojrzał na wóz.
- Ile waży?
- Około 1480 kilogramów. Ciężka bestia.
- 315 koni przy 1480 kilo… - zadumał się Karol – Wymieniłem parę drobiazgów u siebie w E36, filtr powietrza, wydech o sportowej charakterystyce, przestroiłem komputer silnika… rezultat to 305 koni przy 1450kg.
Zamilkli na chwilę.
- To będzie bardzo wyrównany pojedynek. – stwierdził Mat – Widuję cię teraz często na Salmopolu. Piękna jazda.
- I vice versa. – uśmiechnął się nieco Karol – Pojedynek będzie wyrównany jak wszyscy diabli. Dobrze cię widzieć ponownie w formie, Mat.
- Dobrze cię widzieć ponownie na trasach, Karol.
- Ano – mruknął Karol – Ale to ostatni pojedynek. Wróciłem tylko i wyłącznie w jednym celu, sam o tym wiesz. Dla ciebie robię wyjątek, ale niezależnie od wyniku, kończę z tym. Matura. Sam rozumiesz.
- Rozumiem. I dziękuję, że przyjąłeś.
- Nie mogłem odmówić. Szykuje się niesamowite widowisko.
Mat przytaknął.
- A teraz wybacz, obowiązki wzywają – wyciągnął rękę do pożegnania Karol.
Silny uścisk i lekkie skinienie głową, po czym właściciel BMW ruszył w kierunku swojej czarnej M3.
Mat obrócił się na pięcie, kierując w stronę drzwi kierowcy, ale jego uwagę przykuła postać na schodach gmachu szkoły.
- Hej, Caroline. – skłonił się z uśmiechem – Wracasz do domu, czy czekasz na kogoś? Jak ta pierwsza opcja, to mogę cię podrzucić…
- Witaj, Mat – odparła siląc się na uśmiech. Wyraźnie wyczuł smutek w jej głosie – Dzięki śliczne, ale to ta druga opcja.
- Można wiedzieć, kto jest szczęśliwcem? – zapytał z głupia frant. Z czasów drugiej klasy, gdy byli razem w samorządzie szkolnym, łączyła go z tą najpiękniejszą dziewczyną w szkole nić koleżeństwa. Mat darzył sympatią Karolinę, jako istotę zaprzeczającą wzorowi uroda*rozum = constans, cenił sobie rozmowy z nią (zawsze ciągnęło go do humanistów) a po jej rzuceniu w diabły nałogów i złego towarzystwa stała się wręcz ideałem wszelkich cnót, które cenił u płci pięknej…
… pomijając Alicję, ideał ideałów – poprawił się.
Karolina westchnęła ciężko, po czym po chwili wahania odparła:
- Zwierzę ci się z czegoś, bo mi samej leży to na sercu, i sama nie wiem, jak to zrozumieć… czekam na Błażeja.
Zaskoczony uniósł brwi do góry.
Na Błażeja?
- Błażej pojechał właśnie do Natalii – pomyślał.
Niemożliwością było, żeby zrezygnował ze spotkania z Karoliną, nie w sytuacji, gdy wszystko jej podporządkowywał. Nawet on, choć tyle miesięcy spędził w szpitalu to widział.
Błażej nie kochał Nat. Błażej kochał Karolinę. Dlaczego więc, do wszystkich diabłów…
- Wysłałam do niego SMS z prośbą o spotkanie – stwierdziła cicho Karolina – Wiem, to cholernie nieelegancko i bezuczuciowo, ale… nie miałam innej możliwości, on na meczach, ja na próbnej maturze z historii… zawaliłam. – zakończyła, opuszczając głowę z rezygnacją.
Coś go tknęło.
- A on… co odpisał?
- Nic. – wyszeptała – Żadnej reakcji, choć raport dostarczenia przyszedł… zignorował to. To koniec…
- O k*rwa – pomyślał Mat, choć obiecywał sobie od tygodnia solennie, że więcej nie zaklnie.
Skojarzył fakty.
Telefon.
Wibracje SMS’a.
Joasia.
Niedługo potem drugi SMS.
Od… Natalii.
To nie była propozycja. To była… odpowiedź!
Wiedział już, co zrobiła.
Draństwo.
- Muszę go zatrzymać. – zaczęła mu kotłować się po głowie myśl – Jak tego nie zrobię, to… wszystko szlag trafi.
Ale z drugiej strony… czy to mój problem?
Czy to moja miłość?
Czy mi ktoś pomagał?!
Spojrzał na Karolinę, chcąc w standardowym, jakże durnym frazesie zapewnić ją, że na pewno znajdzie się lepszy kandydat na chłopaka, i że przejmowanie się w tej sytuacji jest…
Napotkał jej szare spojrzenie.
Zobaczył smutek, który pochodzić mógł tylko z jednego punktu.
Z odebranej nadziei, że zmiana całego swojego życia może zapewnić miłość.
Miłość, od której jednak odgradza… granica możliwości.
Sam był w takiej sytuacji. Jemu nikt nie pomógł. Nikt nie mógł pomóc.
W tej, on mógł chociaż spróbować.
Mateusz miał miękkie serce. Nie był tak złym człowiekiem, jakim się wydawał. Sam zresztą kibicował temu związkowi.
- Zaczekaj tu – szepnął – Czekaj tak długo, jak… jak możesz.
Wskoczył do samochodu i odpalił silnik. RB26DETT zamruczało przeciągle, budząc się do życia.
Wrzucił wsteczny, po czym nie zrywając przyczepności wystrzelił w kierunku skrzyżowania.
To nie była jego sprawa.
Ale dlaczego nie mógł choć raz spróbować doprowadzić do szczęśliwego końca?!

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.



Silnik, kręcony do czerwonego pola warczał dźwiękiem wszystkich sześciu cylindrów. Po krótkim sprincie do świateł po ulicy 3 Maja wrzucił kierunkowskaz, przeskakując na pas do skrętu w lewo. Po prawej, na przystanku autobusowym, gdzie w ulewnym deszczu spotkał się z Alicją, odnawiając znajomość, stała grupa ludzi.
Dezaprobata w twarzach starszych kobiet, i fascynacja gimnazjalistek (i gimnazjalistów) tylko upewniła go w przekonaniu, że postępuje kretyńsko.
Nienawidził łamać przepisów. Nienawidził street-racingu na ulicach miast.
W tym jednak jednym przypadku, podejmował to ryzyko.
Zielone światło na sygnalizatorze.
Dohamowanie. Przejście dla pieszych puste.
Skrzyżowanie czyste.
Redukcja do dwójki, puszczenie gazu, skręt kierownicą w lewo, gaz.
Skyline poszedł ślizgiem, od razu ustawiając front auta w nadawanym kierunku.
Kątem oka zauważył jeszcze zmianę światła na pomarańczowe.
Był jednak prawie pewien, że zdąży zniknąć, nim pojawi się czerwone.
Zresztą, mało kto odważył by się wjechać, widząc lecącego bokiem wielkiego Nissana.
Przód na właściwym pasie.
Gaz stopniowo do oporu.
ATTESA-ETS wyciągnęła wóz z poślizgu, kończąc drift.
Odbicie kierownicą, lekko w prawo, na Garncarską.
Błyskawicznie spojrzenie na przejście dla pieszych, zawsze pełne.
Ludzie w panice odskoczyli w głąb chodników, widząc mknący czarny pocisk.
- Ku*as ze mnie – pomyślał Mat, przemykając przez przejście z 80’siątką na liczniku – Pierwszy i ostatni raz coś takiego robię!
Sprzęgło, trójka, gaz do oporu.
Droga schodziła tutaj stromo w dół, zakręcając nieco w prawo.
Dojrzał rozbłysk świateł hamowania w samochodzie przed nim, jakieś 50 metrów dalej.
- Szlag!
Była piętnasta. Godziny szczytu w Cieszynie.
Garncarska przechodziła w Bobrecką, a po około 120 metrach krzyżowała się z Korfantego.
W korku spędzi co najmniej 5 minut.
Nie miał tyle czasu.
Wdusił hamulec, nadrzucił tyłem na ręcznym, i z piskiem opon odbił w ulicę Bolesława Chrobrego, biegnącą wzdłuż budynku Sądu Rejonowego.
- Jak nic, niebawem tu trafię. – pomyślał, wciskając gaz do dechy.
Pamiętał, jak wrzeszczał jadąc z Adamem, zaraz po odebraniu przez niego prawa jazdy. Kretyn rozpędził tu Fabię 1,9 TDi do 90km/h, co spotkało się z wybitną dezaprobatą nienawidzącego szaleństw w mieście Mata.
W miejscu, gdzie kazał Adamowi zwolnić (a raczej w grzeczny sposób uświadomił, żeby ten „czarny ku*as hamował do je**nej nędzy”) miał na liczniku 120.
Hamowanie na granicy przyczepności, jeszcze jedna technika do jazdy gripem, której nauczyli go Koichi i Haruki w Japonii, błyskawiczne wytracenie prędkości, odbicie w Wyspiańskiego.
Bok Sky’a minął się na centymetry z zaparkowanymi tutaj na poboczu autami.
60,70,80.
Przed oczami miał już skrzyżowanie z jedną z głównych arterii miasta, ulicą Kolejową.
Tą drogą będzie już „łatwiej”. Nie będzie musiał włączać się do ruchu z utratą pierwszeństwa, oprócz dwóch rond już tylko długa prosta, aż do wyjazdu z miasta.
To była najkrótsza, najszybsza droga na Drogomyśl. Błażej nie mógł wybrać innej.
Hamulec.
Spojrzenie ogarnia skrzyżowanie. Z prawej zbliża się ciężarówka, z lewej wóz nauki jazdy.
Są blisko.
Zdąży.
Puszczenie hamulca, odbicie kierownicą, gaz.

- Tu masz pierwszeństwo, moja droga. – zauważył protekcjonalnie instruktor – Czemu zwalniasz?
- A! Rozu…
Pisk opon.

Spojrzał przed siebie. Z kabiny Volvo roztaczał się dobry widok na skrzyżowanie, sześciokołowy truck był wręcz stworzony do miejskich kursów.
- O ja pier**lę! – zaklął kierowca.
Tył czarnego, sportowego samochodu przeszedł ślizgiem na centymetry od jego przedniego zderzaka.
I o włos minął przodem srebrne Grande Punto z „L’ką” na dachu.
- Cooo za kuuuu***aas! – wrzasnął kierowca, dusząc klakson.
Wóz był już jednak kilkanaście metrów dalej…

Przyhamował, i ściął rondo, idąc po wybrukowanym, wewnętrznym fragmencie. Wrzucił prawy kierunkowskaz (zupełnie tak, jak uczony był na kursie prawa jazdy) i tylko odbicie leciutko w lewo uchroniło go przed otarciem bokiem o maskę srebrnego Passata.
- Deeeeebil! – wrzeszczał kierowca Volkswagena.
Mat nie słyszał. I tak zresztą go to w tym momencie nie obchodziło.
Gaz do oporu, auta z lewego pasa, wiodącego prosto na główne rondo Cieszyna, skrzyżowanie Kolejowej (zamieniającą się w Katowicką) z Liburnia (dalej wiodącą jako Stawowa) uciekały w panice na prawy pas.
Był na wiadukcie. Z prawej majaczył mu już szyld marketu elektronicznego Media Expert, z lewej budynek Starostwa i Kauflandu.
Rondo, jak zwykle, było zapchane.
Hamulec.
Przód leciutko ucieka.
Kontra.
Wciąż brak miejsca.
Dziesięć metrów.
Nic.
Pięć.
Kierowcy spanikowali.
Dojrzał lukę.
Dociśnięcie, gwałtowne odbicie, uślizg, kontra, gaz.
Wóz zniknął z ronda tak szybko, jak się na nim pojawił.
Pozostało na nim tylko kilkunastu do cna przerażonych kierowców, nie umiejących uwierzyć w to, co widzieli…

Błażej ruszył spod świateł na wysokości szpitala Elżbietanek, i zaczął błyskawiczne rozpędzanie auta.
Lubił dynamiczną jazdę. Przy tych cenach paliwa, mógł sobie na to pozwolić.
Nagłe błyśnięcie światłami drogowymi w środkowym lusterku poraziło jego oczy.
- Au, ty kut…
Usłyszał klakson, i spojrzał we wsteczne lusterko.
Na ogonie siedział mu czarny Nissan Skyline.
- Pieprzony szpaner. – syknął, dodając gazu.
Wóz wciąż siedział mu na centymetry na ogonie, mrugając światłami.
- Czego chcesz, u diabła? – warknął, wrzucając prawy kierunkowskaz, i zjeżdżając na parking pod cmentarzem komunalnym…

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.

 

- Czego chcesz, u diabła? – ponowił pytanie, patrząc Mateuszowi prosto w oczy. Ten dyszał ciężko, ocierając strużkę potu z czoła.
- Karolina na ciebie czeka. – stwierdził wreszcie.
- Co kur*a?
- Prosiła cię o spotkanie pod Osuchem, dziś, o 15. Ona tam czeka.
- Nie pieprz, skur****nu! – podniósł głos Błażej. Nienawidził, gdy ktoś wspominał przy nim jego beznadziejną sytuację. A zwłaszcza gdy w tak okrutny sposób z niego drwił.
- Czy ty nie rozumiesz, że jestem po twojej stronie?! – teraz to Mat zaczął się irytować – Ktoś, nie powiem, kto, cię wkręcił. To nie jest propozycja Natalii, żebyście się spotkali…
- To ku**a kogo?! Moja?!
- Sprawdź wysłane, do diabła!
Błażej, wściekły, wyciągnął telefon i wszedł w folder Wiadomości wysłane.
Chwilę milczał.
- O kur… - zaklął – O ja pier…
Ekran telefonu wyraźnie wskazywał, że wysłał do Natalii całkiem ładną propozycję spotkania. W porze meczu.
- Kto… w imię kur*a czego… Joasia… zarżnę…
- Chciała dobrze – mruknął Mat – Ale nie czas to rozważać. Wsiadaj do auta i zapier**laj do Osucha. Ona czeka. I będzie czekać.
Błażej zwiesił smutno głowę, mieląc w ustach przekleństwo.
- Jestem umówiony z Natalią! – ryknął wreszcie – Nie mogę tak po prostu tego odwołać, nie stawić się… ona też ma uczucia, nie chciałbym… ale… skoro Karolina… to może być moja największa szansa w życiu… Mateusz, kur*a, ratuj!
Od tego momentu Mat był pewien, że dobrze postąpił. Wbrew zewnętrznemu chamstwu, Błażej również był dobrym człowiekiem. Skrzętnie to ukrywał, ale…
- Już i tak ci uratowałem du*ę – mruknął Mat – Ale zajmę się i tym… jedź do niej.
- Jestem twoim dłużnikiem. – stwierdził Błażej wskakując do auta – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie…
- Wiem. Wierz mi, że wiem…

Równy pomruk RB26DETT był miłą odmianą po szarży, jaką urządził przez Cieszyn.
- Idiota ze mnie – wyrzucał sobie cały czas – Gdybym sam się zabił, to pół biedy. Ale to było miasto… godziny szczytu… ludzie, dzieci… jestem kretynem!
Teraz jednak, miał inny problem.
Jak, u cholery, wyjaśnić Nat sytuację, jednocześnie nie raniąc jej uczuć?
Co, jeśli ona kochała Błażeja…
Nie chciał jej zranić. Uwielbiał ją. Nie wybaczył by sobie…
Z tymi myślami dotarł pod dom Natalii. Wewnętrzny zegarek wskazywał 15:27. Zdążył.
Zaparkował wóz, i z bijącym sercem wysiadł i ruszył w kierunku furtki.
Nie wiedział, co powiedzieć.
- Cześć, Mat. – usłyszał nagle znajomy głos.
Spojrzał w prawo. Stała oparta o kwitnącą jabłoń w ślicznej, kwiecistej sukience. Delikatny uśmiech, wymieszany z zaskoczeniem, malował się na jej pięknej twarzy.
- Nie mam serca. – pomyślał.
- Witaj, Nat. – odparł, starając się uśmiechnąć – Wybacz, że…
- Nie przyjedzie, prawda? – zapytała z pokerową twarzą.
- Nie. – odparł głucho.
- To… - zaczęła.
Wstrzymał oddech. Nie płacz, błagał ją w duchu. I tak do siebie nie pasowaliście, to wszystko było intrygą…
- To dobrze. – uśmiechnęła się szeroko – Naprawdę nie wiedziałam już, co w tej sytuacji zrobić.
- Ty go… nic do niego… no wiesz? – wydukał uspokojony nieco Mat.
- Nie – odparła szczerze Natalia – To on mnie ponoć kocha, ale ja… wybacz, że to mówię, lubię go jako kolegę z klasy, ale… nic do niego nie czuję, zupełnie… dzisiaj mnie zaskoczył, dotąd tylko Joasia mówiła mi, jak często o mnie wspomina i do mnie wzdycha. Sama już nie wiem, o co tu chodzi.
- A ja chyba wiem. – mruknął Mat – Próbowała was wyswatać.
- Asia? – uniosła brwi – Ehh, to do niej podobne. On kocha Karolinę z humanistycznego, prawda?
- Ta. Dokładnie tak. Przykro mi, Nat, naprawdę głupio… głupio wyszło… sam chciał przyjechać, ale… to długa historia. Tyle tylko można powiedzieć, że pewnie jutro będzie bardzo szczęśliwym człowiekiem.
- Szykuje się happy end, tak?
Przytaknął.
Uśmiechnęła się.
- To dobrze. Bardzo się z tego cieszę… on jest przystojny, ale charakter nie odpowiada mi w nim zupełnie… - zawahała się – Przepraszam, nie powinnam tak o nim mówić. W każdym bądź razie, cała ta zadyma z randką była niepotrzebna. – zakończyła ze śmiechem.
Mat uniósł brwi.
Wahał się tylko chwilę.
W końcu… jako dobry znajomy… to chyba nic złego, żeby…
- Moim zdaniem, była całkiem potrzebna. – stwierdził z filuternym uśmieszkiem.
- Hm?
- Porywam cię, Nat. Szkoda, żeby zmarnowała się taka okazja…

 

Audio clip: Adobe Flash Player (version 9 or above) is required to play this audio clip. Download the latest version here. You also need to have JavaScript enabled in your browser.

 

Zajechał pod szkołę.
Była tam.
Wyskoczył z auta, i w kilku skokach znalazł się przy niej.
Była… zaskoczona.
Była… szczęśliwa.
- Nie wierzyłam, że przyjedziesz. – stwierdziła z bladym, lecz pięknym uśmiechem.
- Nie wierzyłem, że zapragniesz się spotkać.

- Nawet nie wiesz, jak miło cię widzieć z powrotem wśród żywych. – stwierdziła ciepło znad filiżanki latte.
- Nawet nie wiesz, jak smutno cię nie widzieć na trasach. – odparł z uśmiechem. Kolejny już raz tego dnia był pewien, że ta cudowna istota marnowała by się przy Błażeju.
Że nie była dla niego.
- Sama bym chciała wrócić. Ale… wiesz, jak to jest. Matura, obowiązki… no i brak mi wozu.
- A po maturze? – zapytał.
- Nie wykluczam. Ale naprawdę, ja to lubię, ale… nie nadaję się…
- O nie – przerwał jej – Tego nie mów. Ja wiem. I ty też – spojrzał jej w oczy – Ty też wiesz. Nordschleife i Zameczek powinny być dla ciebie koronnymi argumentami.
- Tam – jej spojrzenie stało się nagle inne. Jeszcze bardziej… ciepłe. – Tam czułam… wybacz, to głupie, ale… fascynację. Fascynację tym, co robiliśmy, i… - zawahała się.
- I nami samymi. – dokończył za nią.
Przytaknęła.
Westchnął w duchu.
Nie zauważył krótkiego rozbłysku…

Wyszli z kawiarni na zalewaną promieniami zachodzącego słońca ulicę Głęboką w Cieszynie. Ostatnie kilka godzin było cudowne. Było najlepszymi godzinami w ich życiu.
Nie przyniosło jednak odpowiedzi na jedno pytanie.
To najważniejsze.
Musiała je zadać.
- Czy… co teraz z… z nami. Z tobą i mną.
Milczał. Bał się odpowiedzieć. Bał się zapytać.
- Czy moje zmiany… czy one… cokolwiek znaczą dla ciebie, Błażeju?
- Znaczą – odparł miękko, nie w swoim stylu – Wszystko.
- Czy to znaczy, że…
- Jestem draniem, Karolino. Wszystko to, co powiedziałem, zmiany, do których cię… zmusiłem, to było…
- Było jedną z najlepszych rzeczy, które mi dałeś.
Zamilkł.
W końcu, musiał to powiedzieć:
- Kocham cię, Karolino.
Spojrzała mu prosto w oczy. Nie odwrócił wzroku.
Poczuła dziwne ciepło w sercu.
- I ja… ja ciebie… kocham. I zawsze… kochałam i będę kochać, jeśli tylko zechcesz…
- Zechcę.
Potem świat przestał dla nich istnieć, rozpływając się w namiętnym pocałunku.
Potem, drodzy czytelnicy, nastąpiło szczęśliwe dla nich zakończenie.
Takie, jakie wymarzyła sobie ona. Takie, jakie wymarzył on.
Świat dookoła nich biegł nadal swoim rytmem, do którego niebawem mieli wrócić. W tej jednak jednej chwili, czując bicie swoich serc, słodycz ust, ciepło dotyku wiedzieli już, że są dla siebie stworzeni.
I że nie chcą niczego i nikogo innego…

Zaparkował pod jej domem, i wyskoczył z auta, by uchylić jej drzwi.
Wysiadła, obdarzając go ślicznym uśmiechem, i pozwoliła się odprowadzić aż pod samą furtkę.
- Dziękuję za wspaniałe popołudnie. – stwierdziła – To był świetny dzień.
- Zgadzam się w stu procentach. – odwzajemnił uśmiech – Ślicznie dziękuję, Nat.
Zrobiła krok, po czym nagle zatrzymała, i zapytała nieśmiało:
- Mogę… jedno pytanie, wybacz ciekawość…?
- Śmiało.
- Czy ty… nie zrozum tego źle, czy coś, ale… - westchnęła – Czy ty kogoś masz, Mateuszu?
Wiedział.
- Mam. – odparł, siląc się na uśmiech.
Po raz kolejny bał się, że ją zrani.
Jeśli jednak nawet, to nie okazała tego po sobie.
Uśmiechnęła się ślicznie i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję, Mat. I… dobranoc.
- Słodkich snów, Nat.
Obrócili się, i każde ruszyło w swoją drogę.
Teoretycznie, spotkanie to nie miało żadnego znaczenia.
Teoretycznie.